sobota, 30 kwietnia 2011

Droga dla niepełnosprawnych

Dzisiejszy przykład jest ilustracją wieloznacznego sensu fotografii zestawieniowej. Sama tabliczka nie jest niczym specjalnym, podobnie jak tory kolejowe. Ale wystarczy wykonać zdjęcie z odpowiedniej perspektywy aby całość nabrała zupełnie nowego znaczenia. W dodatku to znaczenie może się bardzo różnić w zależności od kontekstu, w jakim to zdjęcie byłoby prezentowane.

Jedno zdjęcie - wiele znaczeń [Nikon Coolpix P6000]
O fotografii zestawieniowej można by pisać jeszcze długo i wyliczać jej kolejne strony. Wszystkie takie zdjęcia mają pewien element wspólny - zawierają jakieś zestawienie. Ale znaczenie czy rola takich zdjęć mogą być kompletnie różne. Nawet to samo zdjęcie może być rożnie interpretowane.

Dziś wybrałem fotografię, która może mieć kilka znaczeń.  Myślę, że jest to dobry przykład wieloznaczności fotografii zestawieniowej. Nasuwa się bowiem co najmniej pięć różnych interpretacji:
  • fotografia humorystyczna - znaczenie sfotografowanego znaku przelewane jest na tor kolejowy,
  • fotografia symboliczna - gdyby ta zdjęcie miało na przykład symbolizować "niepełnosprawność" (w sensie organizacyjnym czy biznesowym) kolei,
  • fotografia społeczna - gdyby użyć ją do ilustracji jakiegoś zjawiska społecznego (np. utrudnień  dla niepełnosprawnych),
  • fotografia kompozycyjna - gdzie po prostu operujemy kompozycją kolorystyczno-przestrzenną, jako przykład kontrastu (kolor znaku kontrastuje z rdzą torów albo płaskość znaku kontrastuje z głębią perspektywy torów),
  • fotografia dokumentalna - przedstawiająca aktualny stan rzeczy (np. dla celów administracyjnych).

W sumie każda fotografia jako taka może być wieloznaczna, ale fotografia zestawieniowa jest o wiele bardziej "wieloznacznie gotowa". Wynika to z magii relacji, często znacząco odmiennych, elementów przedstawionych na fotografii. Ta relacja może być wtedy bardzo różnie interpretowana.

piątek, 29 kwietnia 2011

Unijna droga

Droga, która ma swój koniec, w dodatku prawidłowo oznaczony stosownym znakiem, to nic szczególnego. Tablica przy drodze, informująca o tym, że jest to projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej, to też nic nadzwyczajnego.

Ale zestawienie unijnej tablicy z drogą kończącą się dosłownie w szczerym polu - może być zrozumiane symbolicznie ;-)

Unijna droga donikąd [Nikon D90]
Zestawienia w fotografii są świetną ilustracją pojęć lub zagadnień symbolicznych. Nadają się do reklamy lub polityki. Mogą być interpretowane na różne sposoby.

Dzisiejsza fotografia może być na przykład symboliczna zarówno w znaczeniu pozytywnym jak i negatywnym.

W sensie negatywnym może być użyta jako symbol urzędniczej (lub szerzej - unijnej) nieudolności. Przysłowiowa droga kończąca się w szczerym polu. Droga donikąd. Sama w sobie jest już symboliczna - a tu mamy dodatkowe zestawienie z unijną tablicą, opisującą współfinansowany ze środków Unii Europejskiej projekt.

W sensie pozytywnym może być ilustracją, choć na pierwszy rzut oka niezbyt fortunną, sukcesu wykorzystania środków unijnych. W końcu droga powstała - choć pokazanie akurat tego jej fragmentu może wydawać się faux pas. Chyba, że odpowiedni opis nada temu zdjęciu dodatkowe znaczenie. Na przykład będzie to ilustracja z góry zaplanowanej etapowej realizacji tej inwestycji. Sukces jest wtedy autentyczny - patrzcie, zrobiliśmy dokładnie to, co zostało zaplanowane.

Taka fotografia może być też użyta jako narzędzie w reklamie. Bardziej zapewne w reklamie politycznej. Choć na użytek reklamy konieczny byłby pewien fotomontaż. Mianowicie droga mogłaby zostać ujęta w szerszej panoramie, zaś zbytnio oddalona tablica osobno sfotografowana i następnie wmontowana w taki sposób, aby powstało wrażenie ustawienia jej znacznie bliżej widza - dla poprawienia jej czytelności. Można sobie wyobrazić nawet zmiany w treści samej tablicy - zamiast informacji rzeczywistych mógłby się tam znaleźć opis jakiegoś "projektu" realizowanego nie przez gminę, ale określoną partię polityczną. A po drugiej stronie, nad smutnym końcem drogi, mogłoby się zjawić jakieś hasło wyborcze - na przykład "Polska droga donikąd", kontrastujące z tablicą "firmowaną" przez polityczną konkurencję.

czwartek, 28 kwietnia 2011

Święte lody

Czasem do zrozumienia sensu zestawienia na zdjęciu nie wystarczy literalna znajomość języka. Lodziarnia jako taka, to nic specjalnie interesującego - choć wiadomo z czym potocznie się kojarzy określenie "robić loda". Ale lodziarnia w takim miejscu jak Licheń - to coś zgoła mistycznego.

BTW, ta lodziarnia jest faktycznie w sąsiedztwie kompleksu bazyliki. Naprawdę jest na swój sposób "święta" :-)

Holy Ice Cream [Nikon D200]
Czasem zestawienie elementów na fotografii nie jest dla każdego oczywiste. Na pozór może być przypadkowe, nie mieć głębszej treści. Dopiero znajomość szerszego kontekstu pomaga docenić smak ujęcia. Nazwałbym to subtelną fotografią zestawieniową.

Fotografia subtelna jest tak samo "łatwa" i zarazem "trudna" do wykonania, jak fotografia dosłowna w swoim przekazie. Dla fotografa uwieczniana scena jest bowiem równie klarowna - skoro zwrócił uwagę na połączenie elementów, które postanowił udokumentować. Ale jego dzieło może po prostu nie do każdego przemówić - niektórym potrzeba będzie szerszego wprowadzenia, aby zrozumieli komizm lub tragizm zestawienia.

Polujmy na takie mniej oczywiste zestawienia - co najwyżej nie każdy zrozumie ich głębszej treści :-)

środa, 27 kwietnia 2011

Aspekt żółwia

Rzadko kiedy zdarza się trafić na takie zestawienie treści, aby mówiło ono samo za siebie. W Warszawie jest takie skrzyżowanie ulic, które nie wymaga dodatkowego komentarza ;-)

Komentarz zbędny ;-)  [Nikon Coolpix 8400]
Nazwałem ten rodzaj zdjęć fotografią zestawieniową. Polega ona na sfotografowaniu pewnych rzeczy, których wspólne zestawienie tworzy nową jakość. To zestawienie może być mniej lub bardziej oczywiste - czy też mniej lub bardziej subtelne. Czasem, aby rozszyfrować ten przekaz, trzeba posiadać dodatkową wiedzę - na przykład dotyczącą kultury danego kraju czy specyfiki danego języka.

Dosłowna fotografia zestawieniowa to najbardziej "prosty" przykład tego rodzaju fotografii. Prosty w przekazie, w zrozumieniu, ale wcale niekoniecznie prosty w realizacji. Bo na takie "proste" zestawienie trzeba albo trafić (czasem zupełnym przypadkiem), albo to zaaranżować.

Aby trafić, trzeba po prostu mieć oczy "dookoła głowy" i patrzeć na świat w kategoriach porównywania przedmiotów. Dostrzegać takie zestawienia i po prostu je uwieczniać.

wtorek, 26 kwietnia 2011

Kompakt 1 - Tylko trzy strzały

Tylko trzy strzały w formacie RAW miałem do dyspozycji pod rząd, posługując się Nikonem Coolpix 5700. W szczególnych sytuacjach trzeba było uważać, aby zdążyć na czas. A chyba jedyną w swoim rodzaju sytuacją jest poród. Udało mi się zrobić 3 cudowne zdjęcia mojego synka, w jego pierwszej minucie życia w naszym obłąkanym świecie. Oto trzecie zdjęcie z serii - na moment przed tym gdy sam jako dumny ojciec przecinałem pępowinę ;-)

Taki moment zdarza się raz w życiu :-) [Nikon Coolpix 5700]
Mój pierwszy Nikon. Starannie wybrany. Nie dlatego, że Nikon. Po prostu dlatego, że jego parametry odpowiadały mi najbardziej. Nikon Coolpix 5700. Bridge camera - coś większego niż kompakt. Ale wtedy miał to być mój jedyny aparat - a nie aparat pomocniczy do lustrzanki. Jeszcze era lustrzanek się nie rozpoczęła ;-)

Pięć megapikseli i bardzo ładne zdjęcia - tylko słabiutki czas pracy na bateriach (jedynie około 150 zdjęć). To była największa bolączka tego aparatu. Planując wyjazd w 2003 roku do Pragi - a na tą okazję kupiłem ten aparat - namierzyłem tam sklep oferujący grip pionowy na 6 baterii, taniej niż w Polsce. Kupiłem ten grip oraz 6 akumulatorków 2000 mAh Panasonic - tak dobrych, że do dziś ich używam. Kupiłem też zgrabną czeską ładowarkę mikroprocesorową, z opcją ładowania z zapalniczki samochodowej - i do dziś jest w samochodzie właśnie jako ładowarka awaryjna.

Los zadrwił z tego zakupu - na akumulatorkach aparat nie działał (mimo, że w specyfikacji technicznej gripa była taka opcja) - musiałem kupować baterie alkaliczne aby robić zdjęcia po wyczerpywaniu się baterii aparatu.

Poza tym przy zapisie w RAW można było zrobić jedynie 3 zdjęcia, potem aparat się "zacinał" do czasu zgrania zdjęć na kartę pamięci. Dlatego fotografując ważne uroczystości musiałem mieć świadomość, że mam tylko 3 strzały w kulminacyjnym momencie i nie mogę ich pochopnie wypstrykać. Efekt mamy w załączonym samplu ;-)

Z aparatem tym używałem podręcznego data banku o pojemności 30 GB - przy zastosowanych kartach pamięci o pojemnościach rzędu 1 GB nie było to urządzenie bezczynne. Dziś mam w byle aparacie 16, 32 lub 64 GB na karcie (lub kartach). I zamiast data banku mam laptopa z dyskiem pół terabajta ;-)

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Ogień

W lany poniedziałek zafunduję przeciwieństwo wody - czyli ogień. Miałem serię zdjęć w fabryce kotłów i uchwycałem także proces spalania. W sam raz na ciemne i zimne zimowe wieczory ;-)

Po prostu ogień... [Nikon D200]
Czasem uda się wykonać (w sposób zamierzony lub niezamierzony) zdjęcie, które nadaje się na tapetę do komputera - w tym sensie, że przedstawia "płaski" temat. Coś wzorzystego (czasem nawet powtarzalnego), coś nie posiadającego głębi. Płaskość jest wtedy zaletą, zdjęcie jest bowiem niczym tapeta na ścianę i nadaje się też na pulpit komputera.

Część moich tapet na komputerze ma taki "płaski" charakter, ale część to zdjęcia z perspektywą - czasem nawet prowadzoną, na przykład w postaci uwidocznionego w perspektywie motywu. Tak się zresztą składa, że tylko jedna tapeta na moim komputerze jest nie mojego autorstwa - ale nie byłbym w stanie tego zdjęcia sam wykonać, przedstawia bowiem mgławicę w kosmosie.

W Macintoshu są różne opcje prezentowania tapet - mogą się one zmieniać codziennie, po każdym logowaniu, co jakiś czas - nawet co 5 sekund. Mamy możliwość mieć pokaz slajdów w formie tapety pulpitu. No i kolory są żywsze i ładniejsze niż na pececie. Więc dlatego lubię mieć tapety, które są wyraziste w ten lub inny sposób ;-)

niedziela, 24 kwietnia 2011

"Świąteczne jajka"

Szukałem zdjęcia, które by w jakiś sposób nawiązywało do symboliki świątecznej. I znalazłem. Ciąg zer na liczniku samochodu to analogia wielkanocnych jajek ;-)

Wesołych Świąt i smacznego jajka ;-)

Metafora świątecznych jajeczek [Nikon D90]
Czasem jest taka sytuacja, że mamy pewien moment, teoretycznie chwilowy, który da się jednak wyreżyserować. Na spokojnie utrwalić. To jest wielki luksus - i nie zawsze się zdarza.

Klasycznym przykładem jest dzisiejsze zdjęcie samplowe. Idealnie wyzerowany licznik w samochodzie - to samo w sobie zdarza się nieczęsto - dokładnie co sto tysięcy kilometrów. Ale trzeba też było zauważyć zbliżanie się tego momentu, aby w ogóle wiedzieć o potrzebie jego uchwycenia. No i - last but not least - trzeba to było zorganizować. W przypadku samochodu - znaleźć możliwość spokojnego zaparkowania. Na szczęście był na to kilometr, od wyzerowania się licznika głównego, bo licznik tymczasowy został oczywiście wyzerowany na potrzeby tego zdjęcia ręcznie.

W efekcie powstają zdjęcia, które utrwalają naprawdę rzadkie czy nietypowe chwile, a oglądającym je osobom może wcale nie przyjść do głowy jak to się stało, że akurat w tym momencie ktoś miał aparat gotowy do strzału. A czasem bywa tak, że aparat był gotowy od dawna, a na ten "ulotny" moment cierpliwie czekano.

Analogia tego postu jest dodatkowa - dzień Świąt to też taki "moment" (w skali całego roku) kiedy wykonujemy "momentowe" zdjęcia :-)

sobota, 23 kwietnia 2011

Życie na śmietnisku

Zenit TTL, obiektyw 50 mm
Stare analogowe zdjęcie z wyprawy na wysypisko śmieci Radiowo, za lotniskiem bemowskim. To zdjęcie było najbardziej wymowne z całego naświetlonego filmu.

Niestety, jakość zdjęcia zrobionego około 30 lat temu na słabym (jak na dzisiejsze standardy) filmie jest co najwyżej "poglądowa". Tak zresztą traktuję moją galerię wykonanych w tamtych czasach przezroczy - jako zdjęcia poglądowe niestety.

Zabierałem się kiedyś do skanowania przezroczy wykonanych przeze mnie i ojca - moich było około 550, ojca dziesięć razy więcej. Najpierw eksperymentowałem z rozdzielczościami skanowania, tak aby uzyskać pełną jakość przy jak najszybszym skanowaniu. Okazało się, ku mojemu przerażeniu, że skanowanie w rozdzielczości 300 dpi wystarczy. Wynikowe pliki miały rozmiar około 800x500 pikseli i zawierały wszystkie szczegóły zdjęcia. Najlepsze zdjęcia skanowałem dodatkowo w rozdzielczości 2400 dpi, ale nie poprawiało to jakości zdjęcia, jedynie ziarno filmu było po prostu lepiej widoczne.

Na dodatek, zapamiętałem moje kolorowe przezrocza (bardzo długo nie oglądane) jako ostre, o pięknych kolorach. Okazało się, że wcale nie są tak ostre ani tak kolorowe. Zapewne kolory na filmie z biegiem lat wyblakły, ale ostrość przecież nie uległa zmianie. Okazuje się jednak, że wspomnienia były nieco wyidealizowane.

Niestety, zdjęcia analogowe mają dziś taką praktyczną wartość jak fotografie poglądowe - to są raczej miniaturki niż "poważne" zdjęcia, do jakich teraz przywykliśmy. Jedynie budzą w nas przeszłe wspomnienia. Niestety, ich jakość jest poniżej tego, co oferuje dziś lepsza komórka. I to zarówno jeśli chodzi o rozdzielczość, jak i ostrość czy oddanie kolorów.

Nie zmienia to faktu, że wykonywanie tych zdjęć wiązało się z wysiłkiem i ciężką pracą. A dziś jej efekty uległy niejako fotograficznej inflacji ;-)

piątek, 22 kwietnia 2011

Lepszy aparat :-)

Wczoraj kupiłem za niewiele ponad 20 złotych profesjonalną wersję programu do obsługi aparatu w mojej Nokii N900. Program nazywa się wymownie "A Better Camera" i pozwala na wykonywanie lepszych zdjęć, szczególnie w słabszych warunkach oświetleniowych. Ma też znacznie więcej ustawień niż oryginalny program dostarczony z systemem Maemo. Można na przykład zmieniać balans bieli, wyłączać flash, zmieniać post-obróbkę zdjęcia (saturacja, kontrast) i tym podobne.

Od aparatu wbudowanego w telefon nie oczekuję cudów - nie ta optyka i możliwości, w porównaniu choćby do najprostszego kompaktu. Ale jeśli można ulepszyć tą "zabawkę" - to czemu nie? Czasem aparat komórkowy to jedyna kamera jaką dysponujemy.

Zrobiłem mały test ad hoc - zdjęcie motywu świątecznego na oświetlonym rozproszonym światłem parapecie. Nie ma więc mowy o bezpośrednim, spalającym obraz słońcu. Warunki dla fotografii bardzo korzystne. Jedno zdjęcie wykonałem wbudowanym programem do obsługi aparatu, drugie - programem zakupionym. Porównajmy rezultaty:

Zdjęcie wykonane programem wbudowanym (Nokia N900)
Ten sam motyw wykonany z programu komercyjnego (Nokia N900)
Warto było zapłacić (tyle co za zestaw w MacDonaldzie) - zwróci się, gdy moja Nokia będzie jedynym dostępnym pod ręką aparatem i gdy będę potrzebował wykonać nim zdjęcie możliwie jak najlepszej jakości ;-)

czwartek, 21 kwietnia 2011

Portret ad hoc

Naturalny portret [Nikon Cooplix P6000]
Wczoraj winda spóźniała się jakoś z dojazdem więc zeszliśmy z synkiem po schodach. Miałem ze sobą dyżurny kompakt - i nie zastanawiałem się, gdy ujrzałem ciekawe oświetlenie schodów rannymi promieniami słońca. Ustawiłem dzieciaka i - mamy portret bez specjalnych aranżacji czy angażowania studyjnego oświetlenia. Czysta natura ;-)

Portret bez wahania? Typowe dla fotografów amatorów, ustawiających rodzinę do klasycznego zdjęcia.

Czyżby tylko dla nich? Nie, dla każdego, kto ma fotograficzną wrażliwość i potrafi skorzystać z - czasem niepowtarzalnej - chwili. Z uroku chwili. Trzeba mieć tylko oko wyczulone na ocenę otoczenia pod kątem właściwości fotograficznych. W tym zastosowania do fotografii portretowej.

Dobry portret to nie tylko sam model ujęty we właściwy sposób - to także otoczenie i klimat całego zdjęcia. Nie oczekuję na siłę wielkiej symboliki i ekspresji od wykonanego ad hoc zdjęcia, ale miło byłoby przynajmniej gdyby nie było ono zbyt schematyczne ;-)

Robienie portretu ad hoc ma tą wielką zaletę, że zwalnia nas od przesadnego dbania o warsztat, kompozycję, zasady sztuki. Daje luz, który czasem prowadzi do znacznie lepszych, niż wystudiowane, efektów. Dlatego warto takie zdjęcia robić jak najczęściej. Po prostu, gdy czujemy, że są ku temu okoliczności ;-)

środa, 20 kwietnia 2011

Uchwyć scenę

Uchwyć scenę - czyli coś, co jest godne sfotografowania. Nie mylić z uchwycaniem chwili - bo dla mnie to jest pewien wycinek uchwycenia sceny. Chwila trwa krótko. Wymaga refleksu - czasem niemożliwe jest jej uchwycenie, gdy nie dysponujemy gotowym do strzału aparatem. Scena nie jest tak wymagająca. Można ją sfotografować na spokojniej.

Uchwyć scenę [Nikon Coolpix P6000]
Wczoraj zabrałem ze sobą kompakt. I uchwyciłem słońce oświetlające żółty krzew, na tle ciemniejszego otoczenia. Nic specjalnie specjalnego. Po prostu kawałek świata więcej do mojej kolekcji. Ale czasem taki kawałek świata może mieć duże znaczenie ;-)

Brać ze sobą aparat, czy nie brać? Niby oczywiste - brać. Mniej oczywiste, gdy aparat waży. Albo nie mieści się tu, czy tam. Bardziej oczywiste, gdy pogoda jest przepiękna. Mniej oczywiste, gdy jest "niefotograficzna" - co wcale nie szkodzi w robieniu świetnych zdjęć.


Najlepiej brać ze sobą zawsze. Nie ma nic gorszego niż warta uwiecznienia scena i brak aparatu. Albo aparat w komórce - lepszy niż nic, ale zdjęcie nim wykonane nie odda prawdziwego piękna, które widzimy w rzeczywistości.

Jaki aparat brać ze sobą? Jeśli naprawdę na co dzień - to jedynie kompakt. Najmniejszy jaki się tylko da - pod warunkiem, że spełnia nasze oczekiwania. Ja zabieram Nikona Cooplix P6000 - 14 megapikseli (choć matryca przepakowana, więc przy ISO powyżej 400 nie ma co marzyć o zdjęciach). Czterokrotny zoom optyczny - cena za płaską konstrukcję. Obudowa magnezowa. Zapis jednocześnie RAW i JPG (bez RAW nie ma dla mnie aparatu). Możliwość podłączenia zewnętrznej lampy błyskowej - choć oczywiście nie przy codziennym noszeniu ze sobą.

Tylko wizjer optyczny jest w tym aparacie zbędny. Bo i tak celuję przez monitor. Karta 16 GB - 568 zdjęć - starczy nawet na dłuższą wycieczkę. Na wypadek gdyby był wypadek niezapowiedzianej wycieczki ;-)

Mam dwa futerały do tego dyżurnego kompaktu. Nazywam je twardym i miękkim. Twardy (Lowepro Ridge 30) nadaje się do noszenia na ramieniu, albo jako futerał do umieszczenia w większej torbie. Zewnętrzna kieszonka na dodatkową baterię. Miękki (Lowepro D-Pods 40) pomieści tylko sam aparat (bez dodatkowej baterii) ale za to świetnie się nadaje na pasek od spodni (szeroka szlufka, odpinana od dołu na rzep - pozwala zamocować futerał bez zdejmowania paska ze spodni).

Do codziennego noszenia wybieram ten futerał, który pasuje do sytuacji. Twardy nadaje się do jazdy autem - można go zdjąć, albo dowolnie przesunąć. Auto daje większą mobilność, a więc szansę na niespodziewaną wycieczkę - dodatkowa bateria w tym futerale się zawsze przyda. Miękki nadaje się bardziej do poruszania na piechotę (w fotelu samochodowym może się nie mieścić). Jest lżejszy (brak dodatkowej baterii).

W sumie każdy wybiera taki aparat, i pokrowiec, jaki mu się podoba. Najważniejsze jest, aby mieć aparat zawsze wtedy, gdy jesteśmy w ciekawych okolicznościach przyrody lub cywilizacji. Wtedy na pewno nie będziemy żałowali tego dodatkowego ciężaru ;-)

wtorek, 19 kwietnia 2011

Podwójny ekwipunek

Wczoraj byłem z synkiem na spacerze na Forcie Bema. Nie polowaliśmy na wiosnę, bo spacer był już po południu. Raczej zapolowaliśmy na armaty - repliki trzy-funtowych carskich dział, ustawione na wale fortu. Przy okazji zrobiłem zdjęcie ekwipunku fotograficznego - mojego i synka.

Ekwipunek spacerowy mój i mojego synka. Czarny plecak to Lowepro Fastpack 100. Synek ma swój plecak szkolny (akurat poszliśmy na spacer prosto ze szkoły, w innym przypadku nie miałby w ogóle plecaka). Ja mam Nikona D90 - a synek dziecięcy aparat VTech KidiZoom Plus (2 mpix, wstrząsoodporny, widać też specjalnie dla dzieci zrobiony podwójny grip do pewniejszego trzymania oburącz i podwójny wizjer dla wygody celowania). Kubek Stanleya z moją kawą świetnie się nadaje do noszenia w plecaku (zamykany jest szczelnie jak mały termos) - ale można go także zaczepić uchem (które działa jak karabińczyk). Za to Cola była wspólna ;-)

Ech te ekwipunki ;-) [Nokia N900]
Na spacer wybieram się zazwyczaj z Nikonem D90 (Nikkor 18-200 VR II) albo Nikonem D700 (zazwyczaj Nikkor 24-120). Siedemsetka robi lepsze zdjęcia, zatem biorę ją na "poważniejszy" spacer albo gdy chcę robić zdjęcia w trudniejszych warunkach oświetleniowych. D90 radzi sobie nawet przy ISO 1600 ale lepiej używać D700 - mniej szumów.

Standardową torbą na spacer jest oczywiście plecak Lowepro Fastpack 100. Wygodny, na dwa ramiona (w czasie jazdy rowerem nie będzie się obsuwał jak slingshot, któremu nieopatrznie wyciąłem pasek przed tym zabezpieczający). Mieści aparat bez gripa (przy D700 z gripem mam grip odkręcony na czas transportu). Górna komora pomieści różne drobiazgi, dziś na przykład wziąłem zakręcany kubek termiczny Stanleya z kawą. W przypadku jazdy rowerem w boczną siateczkową kieszeń plecaka pakuję czarną manierkę z wodą - dzięki temu mam 1,4 litra w manierce plecakowej i rowerowej. Czasem się przydaje - raz dzięki temu przetrwałem całodzienną 60 kilometrową jazdę w ostrym słońcu.

Przy bardziej wymagających sprzętowo spacerach używam mojego ulubionego plecaka Lowepro Flipside 400. Niesłychanie pakowny, ale z zewnątrz wygląda niepozornie. Mieści się tam nawet litrowy termos - i każdej wielkości aparat, także z gripem. Taki plecak używałem chętnie w zimowych górach, właśnie ze względu na termos. Dodatkowo, jest on otwierany od strony pleców - zabezpiecza to przed kradzieżą sprzętu gdy np. stoję w tłumie. A poza tym pozwala otwierać plecak bez całkowitego zdejmowania go. Wystarczy zdjąć z ramion, ale zatrzymać na pasie biodrowym, obrócić na brzuch, opuścić jak most zwodzony - i można wyjmować lub wkładać sprzęt w powietrzu. Docenimy to w sytuacji, gdy plecaka nie można położyć na ziemi (np. stoimy na bagnie albo w wodzie).

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Kompakt 0 - Objazd do Syberii

Czasem można trafić na naprawdę ciekawe rzeczy, nawet na drodze. Specjalnie się zatrzymałem aby to uchwycić. Co prawda tylko jeden megapiksel (moduł w kamerze SONY) ale wymowa przez to nie zmienia się ani o milimetr ;-)

Dokąd droga ta prowadzi? [moduł 1 MP, kamera SONY]
Moja historia fotografii cyfrowej zaczyna się z cyfrowym filmem. Pierwszym moim aparatem, aczkolwiek nie samodzielnym, był moduł jednomegapikselowy w dość dużej i ciężkiej kamerze wideo SONY TRV828E. Poniekąd to był jednak aparat, pracujący na kartach pamięci Memory Stick - przy takiej rozdzielczości wystarczyły małe karty o pojemności rzędu 32 MB. Zasilanie nie stanowiło problemu - do kamery SONY miałem komplet baterii pozwalających na wielogodzinną pracę. Pewnym mankamentem była wielkość całego tego kombajnu.

Największą jednak wadą tego aparatu było robienie zdjęć jedynie w formacie JPG - który nie nadaje się do w pełni poważnych zastosowań. Z tego powodu, oraz z powodu niesamodzielności tego aparatu, rzeczowe jest nazwanie go moim "zerowym" kompaktem.

Fotografowałem nim w latach 2000-2002. W końcu jakieś zdjęcia po nim zostały - więc to dobry aparat był. Jak na owe czasy oczywiście ;-)

Dziś byle komórka robi lepsze zdjęcia. Ale dziś jest dziesięć lat później. Wtedy jeden megapiksel to był świat i ludzie ;-)

niedziela, 17 kwietnia 2011

Zawodna technika - śpiący bankomat

Restartujący bankomat [Nokia E75]
Nie zawsze udaje się zobaczyć bankomat, który się zresetował. Na ogół widzimy "żelazny" interfejs, który wydaje się równie solidny, jak odporna na uderzenie ciężkiego młota obudowa. Czasem jednak nawet pancerny bankomat wyświetla "niebieski ekran". I wtedy jest co fotografować ;-)

Technika jest wdzięcznym polem do fotograficznego popisu, szczególnie jeśli zawodzi. Niestety, czasem skutki tego są tragiczne - z definicji nadają się na ciekawą, newsową fotografię, choć o bardzo smutnej, żałobnej wymowie. Ale czasem techniczna awaria bywa komiczna. Albo chociaż nietypowa.

Z reguły trzeba spełniać jeden warunek, aby wykonać takie zdjęcie. Po prostu mieć aparat. Trudno jest trafić na nietypową, techniczno-awaryjną sytuację, ale jeszcze trudniej jest ją uchwycić aparatem - którego po prostu na ogół nie ma. Na szczęście w obecnych czasach w sukurs przychodzą nam komórki. Dzięki temu nieomal każdy ma aparat w każdym miejscu i każdym czasie. Niestety, nie każde zdjęcie w tak ciekawych okolicznościach techniki wykonane, ma swoją jakość. Techniczną jakość.

Ale - prawdę mówiąc - lepsza już słaba komórkowa jakość, niż żadna ;-)

sobota, 16 kwietnia 2011

To se ne vrati...

Nikon Coolipx 8400
Niedaleko WAT na Bemowie była stara zrujnowana fabryka. Ulubiony motyw dla mojej fotografii post-industrialnej. Niestety, robiłem jej zdjęcia jedynie w warunkach polowych (czyli improwizowanych) - podczas spaceru z dzieckiem na wózku (sam wózek musiałem wnosić na teren tej ruiny). Miałem więc tylko podręczny kompakt - a do tego nie posiadałem statywu. Warunki oświetleniowe nie były w środku najlepsze i część zrobionych z ręki zdjęć wyszła rozmazana. Ale coś tam zostało.

Teraz w tym miejscu nie została już ani jedna cegła... To już nie wróci...

Fotografia, jak powszechnie wiadomo, jest dokumentacją czasu przeszłego. Z definicji, to, co już sfotografowane, odbyło się. Ale na ogół to, co fotografujemy, choć formalnie niepowtarzalne, należy do powtarzalnych, mniej lub bardziej typowych, zdarzeń. Zachód słońca nad jeziorem, ruch na ulicy, dzieci na plaży - to wszystko można fotografować setki razy. Chmury nigdy nie będą identyczne, ludzie na ulicy także, a dzieci stopniowo podrosną - ale sama sceneria zostaje praktycznie niezmienna.

Co innego, gdy fotografujemy scenerię, której nie będzie. I nawet nie wiemy, że jej nie będzie. Jezioro jest nadal, zachody słońca nad nim także są - ale to jest teraz teren prywatny, na który nie mamy już wstępu. Ulica została przebudowana i zmieniła się nie do poznania. Plaży już nie ma, w tym miejscu powstał bowiem port jachtowy. I nagle nasze fotografie mają podwójną wartość dokumentalną. Nie tylko formalną - jak każda fotografia, która pokazuje przeszłość. Także głębszą - bo pokazuje przeszłość, która już nie wróci.

I często wyzwalają, naturalną zresztą, nostalgię. Można powiedzieć, że każda nostalgia ma zawsze jeden wspólny mianownik. Jak to mądrze o PRL-u powiedział Jacek Fedorowicz - lubimy go, bo wszyscy bez wyjątku byliśmy wtedy młodsi (oczywiście, o ile w ogóle wtedy byliśmy) :-)

piątek, 15 kwietnia 2011

Czekając na śmierć...

Życie chomika jest bardzo krótkie. Trwa rok lub dwa lata. Ale jeszcze krótsze jest staczanie się chomika w stronę śmierci. Bywa, że nasze ukochane zwierzątko dosłownie z dnia na dzień marnieje i niedołężnieje - a wtedy jedynym smutnym obowiązkiem jest zanieść je do weterynarza celem uśpienia. Do dziś mam w portfelu monetę pięciozłotową, którą wydano mi jako resztę, gdy płaciłem za uśpienie mojego chomika. Trzymam te pięć złotych jako pamiątkę po moim Pikusiu. Małe zwierzątko, ale gdy się je kocha, uczucia do niego są wielkie.

To był właśnie nagły przypadek. Z dnia na dzień Pikuś zmienił się nie do poznania. Nawet dla laika było oczywiste, że koniec jest bliski. Zapakowałem go do pudełka na ostatnią drogę do uśpienia. To ostatnie jego zdjęcie. Zanim wieko się zatrzaśnie... Spoczywaj w pokoju.

Ostatnia droga... [Nikon Coolpix 5700]
Czasem aparat fotograficzny pozwala udokumentować coś, co jest nagłym przypadkiem. Szybko znikającym. Przypadkiem, który się już nie powtórzy.

Nie mam tu jednak na myśli uchwycenia chwili - na przykład promienia słońca, który przez kilka sekund oświetla jakąś budowlę. Chodzi mi o pewne nagłe wydarzenie, nieprzewidziane, ale które się już nie powtórzy - i brak jego dokumentacji fotograficznej byłby niepowetowaną stratą.

Czasem takie wydarzenia są radosne, a czasem bardzo smutne.  Fotografia towarzyszy nam w życiu, które pełne jest smutków i radości. Zdjęcia, które wyzwalają w nas bolesną nostalgię lub smutek, nie są jednak zdjęciami złymi czy nieodpowiednimi. Po prostu nie są to zdjęcia, które oglądalibyśmy często. Jak film, który jest zbyt bolesny w odbiorze, aby do niego często wracać. Ale mamy ten film w naszej filmotece i nie wyrzucimy go...

Fotografia jest jak życie. Życie bywa jak fotografia. Nie wszystko chcemy wspominać - albo wspominać zbyt często. Ale też mało jest rzeczy, o których chcielibyśmy zapomnieć do tego stopnia, że gotowi bylibyśmy zniszczyć wszelką o nich pamięć - także fotograficzną.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Podręczny kompakt - motyw ad hoc

Kompakt idealnie się nadaje do tego aby go nosić możliwie zawsze przy sobie. Nieczęsto zdarza mi się jechać tramwajem - wyjątek stanowi jechanie z lub do warsztatu samochodowego, gdy zostawiam auto na przegląd lub do naprawy. Tak się składa, że niedaleko domu mam pętlę tramwajową i czasem tam zaczynałem moją podróż. Raz się zdarzyło, że motorniczego nie było w kabinie. Oczywiście nie przepuściłem takiej okazji i zrobiłem dokumentację tramwajowego kokpitu ;-)

Uchwycona okazja - kokpit tramwaju [Nikon Coolpix 8400]
Moje wyposażenie fotograficzne składa się z kilku aparatów. Dokładnie z jednego kompaktu i reszty lustrzanek. Historia moich kompaktów sięga, w pewnym sensie, początków mojej cyfrowej fotografii.

Pierwszym "kompaktem" był jednomegapikselowy moduł fotograficzny w - dość ciężkiej - cyfrowej kamerze wideo SONY. Potem kupiłem bridge camera, czyli duży kompakt, Nikon Cooplix 5700.

Po zakupie Nikona D200 i ostatecznym ugruntowaniu się mojego nikonowskiego wyboru, przyszedł czas na kolejny kompakt - Nikon Cooplix 8400. To był pierwszy kompakt kupiony jako uzupełniający i podręczny. Szczególnie dobrze nadawał się do robienia zdjęć z trudnej perspektywy - obracany wyświetlacz pozwalał na kadrowanie z nietypowej pozycji. Nikon D200 nie miał trybu Live View i z trudnych pozycji trzaskało się nim zdjęcia na ślepo.

Teraz mam już trzecią (nie licząc modułu SONY) generację kompaktu - o wiele mniejszego Nikona Coolpix P6000. Noszę go w codziennym plecaku i wiele razy się przydał. Na przykład w Ełku na dworcu kolejowym - ale to temat na kolejną notatkę. W ogóle moje kompakty to temat na osobne notatki - dla każdego z nich ;-)

środa, 13 kwietnia 2011

Samochód inaczej

Obejrzałem dziś film o nowym Rolls-Royce, wyposażonym jedynie w napęd elektryczny. Rewolucyjna koncepcja jak na producenta aut, które spalały ponad 30 litrów na sto kilometrów. Przy okazji odwiedziłem też witrynę producenta i obejrzałem galerię. Roll-Royce to synonim luksusu - ale także tego, co jest z luksusem kojarzone. Nie tylko prestiżu - także elegancji, piękna, dobrego smaku, designu na najwyższym osiągalnym poziomie.

I oczywiście fotografia ma oddać piękno tych samochodów o wdzięcznych, eterycznych nazwach - Phantom, Ghost. Zdjęcia nienaganne technicznie - jak nienaganny jest sam Rolls-Royce, który według znanego powiedzenia nigdy się nie psuje. Zdjęcia dają uczucie lekkości, zwiewności, niewyobrażalnego misterium korzystania z tak pięknego auta. Doskonała robota profesjonalnego fotografa.

Zastanowiłem się, czy można pokazać zwyczajne auto, przeciętny samochód, brudny i codzienny - w sposób, który też nie jest banalny. Który wnosi coś nowego do nudnego postrzegania motoryzacyjnego świata. Który pozwala oderwać się od schematów i pokazać świat innymi oczyma? Czasem wystarczy skupić się na detalu, na fragmencie, który pokaże nam auto z punktu widzenia, którego istnienia nawet byśmy się nie domyślali. Czasem wystarczy jakieś zestawienie - kontrast lub uzupełnianie się. Czasem choćby linia nadwozia auta może być przedłużeniem jakiejś perspektywy.

Zawsze możemy uchwycić świat inaczej, niż się nam na pozór wydaje ;-)
Samochód może być typowy, przeciętny, brudny - słowem nie nadawać się do wymuskanej, nienagannej sesji. Ale przecież dzięki temu jest autentyczny. Piękno świata często przecieka nam między palcami, niczym krople wody po karoserii auta. Wybrałem zdjęcie, na którym udało się (w sposób oczywiście niezamierzony) uzyskać ciekawy efekt. Tylko jedna kropla przyciąga uwagę, pomimo, że nie jest mocno i wyraźnie wyeksponowana. Ale tylko jedna zdaje się być perfekcyjna :-)

Ciekawe czy zgadniecie która?

Która kropla jest idealna? [Nikon Coolpix P6000

wtorek, 12 kwietnia 2011

Litewska autostrada :-)

Dziś miało miejsce drobne wydarzenie, które natchnęło mnie do napisania tego posta. Rozmawiałem z moim znajomym przez telefon. Załatwiał sprawy poza Warszawą i sprawdzałem mu rozkład jazdy powracających do stolicy pociągów. Był na dworcu i nagle mi powiedział, że do Wilna jest bilet za jedyne 26 euro - cena chyba niewysoka jak za przejazd przez pół Polski. Miał czas i mógł tam pojechać aby spędzić w Wilnie jeden dzień - ale nagle przyszła refleksja: nie mam aparatu.

I to jest właściwe podejście do fotografii. Nie chodziło o cykanie pamiątkowych foteczek, bo te można zrobić komórką, i mój znajomy aparat w telefonie ma. Ale o to, aby być w tym Wilnie podwójnie. I jako człowiek, i jako aparat. Jako człowiek z aparatem. Jako ktoś, kto może rejestrować tam swoje uczucia, odczucia, swoją wizję świata, swoją własną wrażliwość. Taka jest rola fotografii. Fotografia powinna być także zwierciadłem duszy człowieka. Jak oczy, które kontrolują wizjer aparatu...
Skoro o Wilnie mowa... Z wyjazdu do Wilna (w interesach) nie mam prawie żadnych zdjęć, bo i samego Wilna nawet nie obejrzałem, dojechałem jedynie na jego przedmieście. Szybko załatwiłem biznes i czekała mnie długa droga powrotna do Warszawy.

I właśnie ta droga była najbardziej fascynująca - autostrada na Litwie wyglądała bowiem jak nasza droga - no nieomal gminna. Jeden pas ruchu, żadnego ogrodzenia, żadnych bezkolizyjnych skrzyżowań. Załączam zdjęcie jako dowód w sprawie ;-)

Litewska autostrada [Nikon D90]

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Komórkowa fotografia

Skoro tematem dnia były aparaty komórkowe, postanowiłem wygrzebać z mojego archiwum jakiegoś komórkowego sampla. Rzadko robię zdjęcia komórką i przeważnie są to fotografie dokumentacyjne - np. zdjęcie ogłoszenia na klatce schodowej. Wyjątkowo się zdarza, że robię zdjęcie pamiątkowe - i najczęściej jest ono na użytek przesłania jako MMS.

Czasem po prostu nie ma pod ręką lepszego aparatu. Zawsze się tak może zdarzyć. Ale czy to powinien być powód aby unikać robienia zdjęcia, gdy coś jest tego warte? Choćby spojrzenie dziecka z piłeczkami w ręku :-)

Leżący z piłeczkami [Nokia E75 (2 mpix), LED flash]
Wiceprezes Nokii Anssi Vanjoki powiedział rok temu na konferencji prasowej, że komórkowe aparaty fotograficzne zastąpią profesjonalne lustrzanki. "Nie będzie trzeba nosić tych ciężkich obiektywów" - dodał, pokazując fotografa robiącego mu zdjęcia. Wiele bym dał, aby zobaczyć najpierw zdumioną, a potem rozbawioną minę tego fotografa. Choć mógł ukryć ją za wielkim, profesjonalnym aparatem. Z komórką by się nie mógł tak ukrywać ;-)

Ta zaskakująca teza rozśmieszyła fotografów do łez. Poręczność nie ma bowiem przełożenia na jakość tam, gdzie mamy do czynienia z nieubłaganą fizyką. Obiektyw komórki ma średnicę łebka szpilki lub zapałki. Obiektyw kompaktu ma średnicę monety, zaś obiektyw lustrzanki może mieć średnicę orzecha, śliwki, mandarynki, pomarańczy, a nawet arbuza. Smakowite porównania - i smakowita jakość.

Obiektywy lustrzanek mają średnicę o dwa-trzy rzędy wielkości większą niż obiektyw w komórce, a więc ich soczewki są o wiele większe i ewentualne ich niedoróbki są relatywnie mniej zabójcze niż w przypadku malutkich soczewek w komórkach. Ale pomimo tego jakość i precyzja szlifowania tych, relatywnie ogromnych, szkieł jest znacznie większa niż wykonania obiektywów komórkowych. Zatem różnica jakości jest nie tylko kolosalna, ale wręcz gigantycznie kolosalna.

Trudno rozgryźć o czym myślał Anssi Vanjoki mówiąc o końcu profesjonalnych aparatów. Być może miał na myśli rewolucję w popularnym rynku fotograficznym, rynku mini kompaktów. Już dziś praktycznie każda komórka nadaje się, przynajmniej teoretycznie, do robienia zdjęć pamiątkowych. Odbitka 10x15 cm wymaga tylko 2 megapikseli. Pytanie - czy widać różnicę jakości w porównaniu do klasycznego aparatu?

Widać! Porównywałem odbitki zrobione dwoma pięciomegapikselowymi aparatami - Nikonem Coolpix 5700 i Nokią N95 (która szczyci się obiektywem do Carla Zeissa - w końcu jednej z legend optyki fotograficznej). Niestety, jakość zdjęć jest widoczna gołym okiem. To nie tylko kwestia optyki. Wiele jest czynników, które sprawiają że nawet najmniejszy aparat kompaktowy musi mieć swoje rozmiary. Systemy pomiaru światła, fokusowania, obróbki obrazu i masa innych, których w komórkowym aparacie nie ma, lub są znacznie okrojone. Jest wiele obszarów, w których komórkowy aparat nie dorównuje stacjonarnym. I raczej to się nie zmieni. Bo gdy komórki będą robiły lepsze zdjęcia - to aparaty stacjonarne też podniosą swoją poprzeczkę...

Aha, byłbym zapomniał. Minął rok od tej buńczucznej zapowiedzi i - z tego co wiem - żadnej rewolucji nie widać... Nie tylko w Polsce gadają na wiatr ;-)

niedziela, 10 kwietnia 2011

Smutne kwietniowe impresje...

Pierwsza rocznica. Dla mnie było to doświadczenie także fotograficzne. Praktyka - Nikon D90 (Nikkor 18-200 mm) lub D700 (Nikkor 24-120 mm). Oto kilka przykładowych zdjęć.

Akcent z tłumu (Nikon D90)
Kondukt na trasie (Nikon D90)
Detal: Polska i "Wiesz co pijesz" (Nikon D90)
Detal: plakat sztuki "Wiele hałasu o nic" na tle żałobnych flag (Nikon D90)
Detal: dziecięcy hołd (Nikon D700)

sobota, 9 kwietnia 2011

Co mi powiesz, komputerze?

Wsłuchanie się w szum wentylatora? W zew przyszłości? W przepływające pod plastikową obudową bajty? Mój mały synek z moim ówczesnym notebookiem (jeszcze wtedy PC). A obok, instrukcja obsługi nowo kupionego Nikona D200 - lustrzanki idealnie odpowiadającej moim potrzebom, która zdecydowanie przekonała mnie do stajni Nikona. Wiadomo, jeden aparat to przypadek, ale dwa - wyznaczają już trend ;-)

Zdjęcie wykonane Nikkorem 50 mm, którą kupiłem jako dodatkowe szkło i "zaślepkę" czekając na zamówiony megazoom 18-200 mm.

Nikon D200, Nikkor 50mm, marzec 2006.

piątek, 8 kwietnia 2011

Zimowa szarość i stary Nikon

Nikon Coolpix 5700 - mój pierwszy Nikon, który położył podwaliny pod korzystanie ze sprzętu tej marki, choć tak naprawdę decydujący był w późniejszym czasie zakup D200, który ostatecznie przypieczętował mój wybór tej stajni. Pięć megapikseli, ale niestety bateria, która starczała jedynie na około 100-150 zdjęć (czyli co najmniej kilka do dziesięciu razy gorzej niż dzisiejsze standardy).

Nikon Coolpix 5700 (5 mpix)
Skoro o starych Nikonach mowa...

Na aukcję trafił trzeci wyprodukowany w historii egzemplarz Nikona, z 1948 roku.  To najstarszy aparat Nikona, który dotrwał do naszych czasów - numer seryjny 60922. Z aparatem sprzedawany jest obiektyw Nikkor 50 mm - numer seryjny 70811. Fajne są te numery, bo oba mają zero jako drugie i podwójne ostatnie cyfry ;-)

Cena wywoławcza wynosi 70 tysięcy euro, ale spodziewają się, że z łatwością zostanie podwojona. W tym aspekcie można oczywiście mówić o tryumfie współczesnej fotografii cyfrowej nad analogową w zakresie kosztów ;-)

Prostota Internetu i hated programs

Te zdjęcie jest w pierwszej serii wykonanych techniką cyfrową, jeszcze przez jednomegapikselowy (tak! nie pomyliłem się - dziś byle komórka jest lepsza) moduł kamery wideo SONY. Pochodzi z Kopenhagi.

Kamera wideo SONY, moduł 1 megapixel, JPG.
Skoro o prostocie mowa - to napiszę o programach fotograficznych, których nienawidzę, bo nie są proste (w sensie wygodne) dla mnie.

O Znienawidzonych Programach chciałem napisać w innym miejscu, ale już w czasie instalowania bloga miałem okazję dołączyć do tej, krótkiej na szczęście, listy nowy program. Więc o nich będzie mój pierwszy post. 

Do grona Znienawidzonych Programów dołączyła dziś Google Picasa. Próbowałem ją zainstalować w nadziei, że da mi to jakieś dodatkowe miejsce do składowania zdjęć na blogu. Okazuje się jednak, że blog ma 1 GB na zdjęcia, współdzielony z Picasa Web Album, zatem nie potrzebuję tego programu do szczęścia. Dlaczego znienawidziłem Picasę?

Bo nie podoba mi się program, który bez mojej zgody szuka zdjęć na dysku, a następnie wszystkie umieszcza w swojej galerii - pół godziny usuwałem z galerii zdjęcia kompletnie zbędne (np. skany dokumentów, zdjęcia z prezentacji biznesowych etc.). Ale kielich goryczy przepełniło to, że Picasa zaczęła mozolnie wyszukiwać twarze z moich zdjęć i prosić o ich identyfikację - tych twarzy byłyby tysiące! Na dodatek usuwane z kolejki twarze nie były usuwane z bazy danych Picasy a jedynie przenoszone do folderu twarzy ignorowanych, zaśmiecając mój dysk.

Nie miałbym nic przeciw temu, gdyby ten program wyświetliłby okno z informacją, że jest taka opcja, i z zapytaniem czy może ją zastosować do wszystkich zdjęć - oczywiście grzecznie odmówiłbym. Ale jeśli nie życzę sobie tego, to program nie może mnie zmuszać do realizacji takiego kroku.

Picassa poszła więc do kosza. Podobnie jak Apple Aperture - program, który wkurzył mnie jeszcze bardziej. Otóż Aperture jest chyba pomyślany dla kompletnych idiotów, gdyż wszystkie zdjęcia, na których się w nim pracuje, wkłada do własnej bazy danych. Nie wiadomo gdzie są i nie wiadomo co tam jest, i bardzo możliwe, że wszystkie kolejne kroki pracy nad zdjęciem są tam również zapisywane i zaśmiecają dysk.

Ja przywykłem do innego schematu pracy. Zdjęcia mam w folderach na dysku, i potrafię utrzymywać w nich porządek. Jeśli zdjęcia przeglądam, to programem, który przelatuje folder i pokazuje miniaturki, ale nie bawi się w import całych zdjęć do swojej bazy danych - tylko dlatego, że chcę te zdjęcia podejrzeć. Może oczywiście składować gdzieś te miniaturki zdjęć, ale to mi nie przeszkadza - co innego miniaturki, a co innego całe zdjęcia.

Jeśli chcę obrabiać zdjęcie, to je otwieram w programie, edytuję i zapisuję. Mogę zapisać zdjęcie np. w formacie Photoshopa - z warstwami pozwalającymi na późniejszą edycję. Ale robię to świadomie. Nie mam ochoty na to, aby zdjęcia nad którymi pracuję były trzymane w jakiejś bazie danych, której nie wyczuwam i nad którą nie mam intuicyjnej kontroli. Jeśli zdjęcie jest w wiadomym mi folderze na dysku, to niejako mogę je "dotknąć". Jeśli przepada w jakiejś bazie danych - staje się abstrakcją. A ja chcę pracować na zdjęciach, a nie abstrakcjach.

Dlatego programy, których dotąd używam nie zmienią się. Ale to temat na osobny post.

Puszek w zbożu

Te stare analogowe przezrocze było przez lata moją dyżurną tapetą w Windows. Przerabiałem je w taki sposób, że zdjęcie było zamienione na skropkowane czarno-białe, a następnie biel zastąpiona odcieniem niebieskiego, przez co powstawała jednostajna, niebiesko-czarna grafika, nie atakująca tak oka jak oryginał. W przypadku tapety pulpitu pewna wstrzemięźliwość kolorystyczna jest wskazana ;-)

Zenit TTL, obiektyw 50mm, film odwracalny ORWO, około roku 1986.

f2, f4, f8, f11...

['O] FOTOblogostki
Zaczynam pisać blog 8 kwietnia 2011. Data specjalnie wybrana. Zawiera wartości  8, 4, 2, 11. A to są przecież wielkości przesłon fotograficznych. Symbolika, numerologia - dokładnie to, co lubię ;-)

Ten wpis zrobiłem na początku mojego blogu fotograficznego pod tytułem ['O] FOTOblogostki. Był on zamieszczony pod innym adresem jako blog fotograficzny. Ale potem (w styczniu 2012) postanowiłem połączyć mój blog fotograficzny z autorskim - i dlatego poprzenosiłem notki z tego bloga do bloga autorskiego.