wtorek, 12 kwietnia 2011

Litewska autostrada :-)

Dziś miało miejsce drobne wydarzenie, które natchnęło mnie do napisania tego posta. Rozmawiałem z moim znajomym przez telefon. Załatwiał sprawy poza Warszawą i sprawdzałem mu rozkład jazdy powracających do stolicy pociągów. Był na dworcu i nagle mi powiedział, że do Wilna jest bilet za jedyne 26 euro - cena chyba niewysoka jak za przejazd przez pół Polski. Miał czas i mógł tam pojechać aby spędzić w Wilnie jeden dzień - ale nagle przyszła refleksja: nie mam aparatu.

I to jest właściwe podejście do fotografii. Nie chodziło o cykanie pamiątkowych foteczek, bo te można zrobić komórką, i mój znajomy aparat w telefonie ma. Ale o to, aby być w tym Wilnie podwójnie. I jako człowiek, i jako aparat. Jako człowiek z aparatem. Jako ktoś, kto może rejestrować tam swoje uczucia, odczucia, swoją wizję świata, swoją własną wrażliwość. Taka jest rola fotografii. Fotografia powinna być także zwierciadłem duszy człowieka. Jak oczy, które kontrolują wizjer aparatu...
Skoro o Wilnie mowa... Z wyjazdu do Wilna (w interesach) nie mam prawie żadnych zdjęć, bo i samego Wilna nawet nie obejrzałem, dojechałem jedynie na jego przedmieście. Szybko załatwiłem biznes i czekała mnie długa droga powrotna do Warszawy.

I właśnie ta droga była najbardziej fascynująca - autostrada na Litwie wyglądała bowiem jak nasza droga - no nieomal gminna. Jeden pas ruchu, żadnego ogrodzenia, żadnych bezkolizyjnych skrzyżowań. Załączam zdjęcie jako dowód w sprawie ;-)

Litewska autostrada [Nikon D90]

Brak komentarzy: