piątek, 8 kwietnia 2011

Prostota Internetu i hated programs

Te zdjęcie jest w pierwszej serii wykonanych techniką cyfrową, jeszcze przez jednomegapikselowy (tak! nie pomyliłem się - dziś byle komórka jest lepsza) moduł kamery wideo SONY. Pochodzi z Kopenhagi.

Kamera wideo SONY, moduł 1 megapixel, JPG.
Skoro o prostocie mowa - to napiszę o programach fotograficznych, których nienawidzę, bo nie są proste (w sensie wygodne) dla mnie.

O Znienawidzonych Programach chciałem napisać w innym miejscu, ale już w czasie instalowania bloga miałem okazję dołączyć do tej, krótkiej na szczęście, listy nowy program. Więc o nich będzie mój pierwszy post. 

Do grona Znienawidzonych Programów dołączyła dziś Google Picasa. Próbowałem ją zainstalować w nadziei, że da mi to jakieś dodatkowe miejsce do składowania zdjęć na blogu. Okazuje się jednak, że blog ma 1 GB na zdjęcia, współdzielony z Picasa Web Album, zatem nie potrzebuję tego programu do szczęścia. Dlaczego znienawidziłem Picasę?

Bo nie podoba mi się program, który bez mojej zgody szuka zdjęć na dysku, a następnie wszystkie umieszcza w swojej galerii - pół godziny usuwałem z galerii zdjęcia kompletnie zbędne (np. skany dokumentów, zdjęcia z prezentacji biznesowych etc.). Ale kielich goryczy przepełniło to, że Picasa zaczęła mozolnie wyszukiwać twarze z moich zdjęć i prosić o ich identyfikację - tych twarzy byłyby tysiące! Na dodatek usuwane z kolejki twarze nie były usuwane z bazy danych Picasy a jedynie przenoszone do folderu twarzy ignorowanych, zaśmiecając mój dysk.

Nie miałbym nic przeciw temu, gdyby ten program wyświetliłby okno z informacją, że jest taka opcja, i z zapytaniem czy może ją zastosować do wszystkich zdjęć - oczywiście grzecznie odmówiłbym. Ale jeśli nie życzę sobie tego, to program nie może mnie zmuszać do realizacji takiego kroku.

Picassa poszła więc do kosza. Podobnie jak Apple Aperture - program, który wkurzył mnie jeszcze bardziej. Otóż Aperture jest chyba pomyślany dla kompletnych idiotów, gdyż wszystkie zdjęcia, na których się w nim pracuje, wkłada do własnej bazy danych. Nie wiadomo gdzie są i nie wiadomo co tam jest, i bardzo możliwe, że wszystkie kolejne kroki pracy nad zdjęciem są tam również zapisywane i zaśmiecają dysk.

Ja przywykłem do innego schematu pracy. Zdjęcia mam w folderach na dysku, i potrafię utrzymywać w nich porządek. Jeśli zdjęcia przeglądam, to programem, który przelatuje folder i pokazuje miniaturki, ale nie bawi się w import całych zdjęć do swojej bazy danych - tylko dlatego, że chcę te zdjęcia podejrzeć. Może oczywiście składować gdzieś te miniaturki zdjęć, ale to mi nie przeszkadza - co innego miniaturki, a co innego całe zdjęcia.

Jeśli chcę obrabiać zdjęcie, to je otwieram w programie, edytuję i zapisuję. Mogę zapisać zdjęcie np. w formacie Photoshopa - z warstwami pozwalającymi na późniejszą edycję. Ale robię to świadomie. Nie mam ochoty na to, aby zdjęcia nad którymi pracuję były trzymane w jakiejś bazie danych, której nie wyczuwam i nad którą nie mam intuicyjnej kontroli. Jeśli zdjęcie jest w wiadomym mi folderze na dysku, to niejako mogę je "dotknąć". Jeśli przepada w jakiejś bazie danych - staje się abstrakcją. A ja chcę pracować na zdjęciach, a nie abstrakcjach.

Dlatego programy, których dotąd używam nie zmienią się. Ale to temat na osobny post.

Brak komentarzy: