środa, 26 września 2012

Coś dla Kunta Kinte

Nikon D700
Był kiedyś dawno temu w telwizji taki całkiem ciekawy serial "Roots" (czyli korzenie), na podstawie książki pewnego czarnoskórego amerykańskiego pisarza, Alexa Haleya, który prześledził dzieje swojej rodziny od czasu, gdy w połowie XVIII wieku jego przodek, Kunta Kinte, został porwany jako niewolnik. Czytałem także tę książkę i bylem zdumiony poziomem edukacji jaki Murzyni mili w tym czasie w Afryce. Uczono ich - w islamskiej szkole - czytać i pisać (zapewne czytali Koran). W porównaniu do naszych ciemnych chłopów byli więc elitą ;-)

A tu prezentuję naturalny, zwyczajny korzeń. A może nie do końca zwyczajny, po pełznący po skale? Jeden z licznych detali na Szczelińcu Wielkim, które nie uszły mojej fotograficznej uwadze. Szczególnie, że w czasie powrotu zaświeciło piękne słońce i plastycznie uwypukliło wszelkie trójwymiarowe obiekty.  Szkoda było nie fotografować i zapewne Kunta Kinte też by mi przyznał rację ;-)

Brak komentarzy: